5 maj 2009

ET go home

Tęsknica coś mnie bierze okrutna ostatnio. Dziś chyba z pięć razy pod rząd obejrzałam filmik na TVN24, w którym pokazywali, jak w liceum Martuchy pisali matury, i Młoda siedziała gdzieś tam (choć odnaleziona po wskazówkach, bo jakość skandaliczna).

Juwenalia raczej już się skończyły, choć w innych miastach jeszcze trwają - myśmy mieli jakieś tygodniowe przesunięcie fazowe. Działo się, słowo pisane nie odda tego, co było. Dość powiedzieć, że skutecznie nie przespałam kilku nocek (a Luis, świnia, z szelmowskim uśmiechem dziś przywitał mnie słowami: "Are you feeling better today?", po tym, jak ostatni raz widzieliśmy się, gdy w bardzo wesołej fazie imprezy spotkałam go na bramce przy wejściu na juwenaliowy stadion, i byłam bardzo zdziwiona, że odpowiadał mi po angielsku). Ale z drugiej strony nie przeimprezowałam wszystkiego, więc teraz nie trzęsę się z nerwów aż tak bardzo, bo terminy gonią. Na sam deser pojechaliśmy za to do Coimbry, gdzie tradycyjnie odbywa się Queima das Fitas - ceremonia palenia wstążek (element ichniego stroju akademickiego) przez tegorocznych absolwentów, połączona z paradą i hucznymi imprezami. Dość powiedzieć, że parada miała w tym roku 110 przystrojonych aut, z których bardziej lub mniej ululani absolwenci rozdawali darmowy alkohol, wodę, soczki, jedzenie, słodycze i ogólnie rozlewali płyny na siebie i innych. Dzięki temu po raz drugi w ciągu tygodnia byłam po trzech piwach przed godziną 18 - a to i tak nic w porównaniu z resztą Coimbry, która zamieniła się w jakieś generalne miejsce pijackiej orgii (rano miasto było na generalnym kacu i udało mi się porobić parę ładnych zdjęć, już wkrótce będą tu). Ale to już się kończy - na piątek mamy do skończenia pierwszy projekt. A teraz siedziałam nad świetnymi TPC z nano, dziś wykładowca raczył wreszcie odpisać na mój e-mail, który wysłałam mu jakoś w połowie zeszłego tygodnia (kiedy jeszcze miałam czas na rozkminę), z pytaniem, o co właściwie chodzi w jednym z zadań. Oczywiście, skierował mnie do książki, której nie ma w ogóle jak dostać w necie ani naszej mikrobibliotece; jest co prawda na Google Books, więc można sobie podejrzeć niektóre strony, ale jak łatwo się domyślić, najbardziej interesujący mnie rozdział jest niedostępny. Więc odczuwając lekką paranoję chyba jutro nie oddam żadnego z zadań, tylko poproszę o ksero rzeczonej książki.

Z pozostałych rzeczy. Wciąż kradnę internet, tylko skądś inąd i bardzo cienki. Dziś w chacie cicho, nie ma ani studentów za oknem, ani moje współlokatorki nie gwałcą mnie przez ucho. Nastawiłam hodowlę kefiru, bo coś tu ciepło, ale jak na razie mleko nie bardzo chce stać się kefirem. Zamiast świńskiej grypy wyskoczyła mi febra, trochę nadal niepewnie się czuję, więc chyba pójdę spać. O.

I na deser ostatni oddech juwenaliów: coimbrzański student sikający w zaiste ustronnym miejscu o godzinie 16:24.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz