7 lut 2009

Panna z mokrą głową

Czyli ocean w Aveiro i w Porto. W Porto udało nam się złapać na tyle duże fale, że zmoczyły nas prawie doszczętnie, gdy robiliśmy sobie zdjęcia w strefie wysokiego ryzyka tuż przy końcu pomostu.

W Aveiro plaża jest nie tak daleko od campusu, oceniam to na jakieś może pół godziny piechotą (bo jechaliśmy autobusem ze wszystkimi erasmusami). Za to z samego campusu, z okien części wydziałów, jest piękny widok na zalew. Pogoda była zimna i wietrzna, choć bezdeszczowa, ale i tak nie mogłam oprzeć się instynktowi zdjęcia butów i wlezienia do wody po kostki (zakutana na górze we wszystkie warstwy, jakie miałam ze sobą).


(to nie ja)


W Porto dziś cały dzień było piękne słońce, więc pojechaliśmy na plażę w mieście, a potem na drugą poza miastem. Mimo słońca, wiało, więc fale były niczego sobie.

Najpierw zmokliśmy na krańcu mola na plaży miejskiej, przykryci grzywą fali, która uderzyła w jego mur, tak jak na pierwszym zdjęciu.






Piasek był ździebko brudny, a samo wybrzeże przeznaczone głównie na wejście na molo i przystosowane do łowienia ryb (mnóstwo panów z wędkami), więc zmieniliśmy lokalizację i pojechaliśmy na północ, trochę za miasto (pełen komfort, bo Węgrzy byli samochodem). Po drodze zatrzymaliśmy się w Gai, tuż przy brzegu Rio Douro.


Te barki na zdjęciu to tradycyjne barki do spławiania wina, które powstaje w okolicy Vila Real i rzeką transportowane jest do Porto, właśnie przy pomocy takich łódek.

Na drugiej plaży ci, którzy nie zostali zmoczeni przez pierwszą falę od strony głowopleców, zostali zaatakowani przez podstępne faly od strony butów (pech - byli w butach, więc słona woda trochę zadziałała).







Na plaży można było też podziwiać krajobraz industrialny:


Przywiozłam całą siatkę muszelek!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz