7 lut 2009

Studenci wszystkich krajów!

I zdaje się, że to nie są żarty - przy campusie akademickim wisiał też duży plakat, zachęcający do przyjścia na spotkanie komunistycznej młodzieżówki.

To była moja pierwsza samodzielna impresja z Aveiro - przenoszę się tam na stałe w zaprzyszły weekend, na razie jestem dojeżdżająca (zajęcia regularne zaczynają się w poniedziałek, ale ten tydzień jeszcze finiszuję w Porto). Piątek był przeznaczony dla nowoprzybyłych studentów na tzw. "Orientation Day" - wycieczka po bibliotece, halach sportowych, pierwszy obiad w kantynie (nowa zupa! pomidory! smaczne mięso! pół godziny czekania w kolejce!) , poznanie nowych współtowarzyszy w niedoli... Ogólnie jestem zadowolona, ludzie wydają się w porządku, mieszkanie pomógł znaleźć nam nasz Erasmus Buddy - jest odnowione, w cichej i bliskiej campusu okolicy, cena umiarkowanie wysoka, dodatkowy kibelek, Mini-Preco tuż pod ręką... Minusy to brak internetu, żelazka i ogrzewania. Ale za to mamy taras wielkości dwóch dużych pokojów. Jak będzie - zobaczymy, na razie grunt, że mam gdzie mieszkać. Myślę, że zabiorę się ze wszystkimi rzeczami na dwie tury - jedną w środę, gdy i tak będę na kampusie ze względu na spotkanie poświęcone kursowi portugalca, a na drugą w niedzielę, gdy już ostatecznie wyglebią nas z akademika.

Przy okazji chciałam wpaść też do mojej koordynator, żeby ustalić plan zajęć. Nie było niespodzianką, że jej nie zastałam, natomiast panie w dziekanacie były bardzo miłe i dały mi rozkład zajęć dla interesujących mnie lat. Z kolei na drugim wydziale, na którym miałam mieć jeden kurs, okazało się, że ni z tego, ni z owego nastąpiła zamiana, i Ceramiki, na które miałam chodzić, poszły w poprzednim semestrze, a w tym idą Polimery (ciekawe, że najpierw chciałam wziąć polimery, ale ktoś z nich odpisał mi, że jest odwrotnie). Nie przejmuję się tym w ogóle, bo od początku wiedziałam, że będę musiała zmieniać Learning Agreement, w którym mam wpisane przedmioty do zrealizowania. Przy okazji potwierdziła się stara zasada, że w dziekanacie zawsze jest wydelegowana JEDNA osoba, która porozumiewa się po angielsku (ale na tyle dobrze, że faktycznie można coś załatwić).

Z kolei na wydziale inżynierii ceramiki i szkła udało mi się dostać przez szczęśliwy zbieg okoliczności do jakiegoś bardziej zaawansowanego dziekanatu, gdzie było jeszcze dwoje osób, mówiących po angielsku, którzy wyjaśnili mi dokładnie, na czym polegał problem z ceramikami (bo pierwsza pani była koszmarnie wręcz przerażona całą tą sytuacją). W rozmowie okazało się, że podobno w Polsce jest mnóstwo osób, mówiących po portugalsku, bo kiedy jakiś portugalski mąż stanu był na wizycie po krajach naszej części Europy, to w Polsce nawet na ulicy ludzie wskazywali mu drogę w jego ojczystym języku. Ciekawe. Szczerze mówiąc, to trochę bardziej wierzę w drugą rewelację, w którą się dowiedziałam - że jakiś czas temu (kilkadziesiąt lat?) w Polsce był bardzo silny ruch portugalofilski, którego przedstawiciele pisali opracowania o Portugalii w pewnych aspektach nawet lepsze niż same opracowania portugalskie.

Tyle ciekawostek i wizyt w dziekanatach. Teraz muszę napisać mejla do mojej koordynator i przedstawić zaistniałą sytuację. A dzień zakończył się przyjemnie, bo dwoma małymi imprezami w dwóch różnych miastach (połączenia kolejowe Aveiro-Porto są naprawdę wygodne).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz