
Najpierw spotkanie odnośnie kursu językowego - właściwie tylko podanie godzin. Mi pasują z jednej strony dobrze, bo nie kolidują z resztą zajęć, ale z drugiej strony źle, bo miałam nadzieję, że ustawię sobie wolną środę, a tak muszę się pofatygować na dwie godziny.
Potem wpadłam do mojej pani koordynator, która mimo złowieszczo wyglądającego zdjęcia na stronie uniwersytetu okazała się świetną babką. Pokoiki mniejsze niż u nas na wydziale, na korytarzach trwa remont, ale atmosfera jakże znajoma! Pani potwierdziła, że istotnie, nie mogę chodzić na przedmioty i zgodziła się na zaproponowane przeze mnie alternatywy. Wypełniłyśmy formularz zmian i wysłałyśmy faks do Polski z prośbą o zaakceptowanie zmian. Resztę formalności mam dokończyć w poniedziałek, więc na razie się tym nie martwię.
Ostatni punkt programu to odwiedzenie nowego mieszkania - okazało się, że musiałam przy użyciu mojego kulawego portugalskiego dogadać się z właścicielką, że chciałabym odebrać klucze itd. Ale była uprzedzona, że będę chciała wbić do pokoju w środę, więc jakoś się porozumiałyśmy. Obejrzałyśmy z Nataszą mieszkanie i okazało się, że moje obawy były całkiem bezpodstawne, ponieważ faktycznie zostało wyposażone chyba we wszystko, czego potrzeba - zdaje się, że nawet niepotrzebnie kupowałam pościel, ale mówi się trudno - przynajmniej mam swoją. Okazało się też, że Natasza nie chce się jednak przenosić, więc póki co jestem sama na chacie. Nie jest to problemem, mamy jakiś miesiąc na znalezienie ewentualnych współlokatorów. W ogóle dzisiejsza wizyta była ciekawym doświadczeniem, bo kobieta nie mówi po angielsku, za to była przez długi czas w Wenezueli, ma hiszpańską wymowę i zdaje się, że się nie orientuje, kiedy przerzuca się z portugalskiego na hiszpański. Więc ja jako tako (bardziej mniej niż więcej) kumam portugalski, a Natasza hiszpański. Ale grunt, że się dogadałyśmy. Okazało się też, że można w mieszkaniu złapać bezprzewodową sieć z kafejki, więc generalnie jest dobrze! Tyle, że zrobiłam się lżejsza o 300 euro, a euro obecnie ma jakąś taką nieciekawą górkę... Ale za to mogę sobie wyrobić kartę rabatową do tutejszej Biedronki: Mini-Preço (potrzeba do tego portugalskiego adresu).
Będę mieszkać tutaj: Rua de São Sebastião 99, pierwsze piętro.
Ver mapa maior
Więcej szczegółów po przeprowadzce, klucz już mam, rzeczy zostały u Nataszy, która mieszka w sąsiedniej klatce, bo nie chciałam, żeby sobie leżały w pustym mieszkaniu, jest gites!
I na zakończenie: Czerwone Aveiro wiecznie żywe!
