16 kwi 2009

Bez sieci jak bez ręki

Czyli znów przejściowe kłopoty z internetem. Tym razem jest jeszcze bardziej pesymistycznie, gdyż ponieważ Catcher bezpośrednio na karcie sieciowej widzi sieć i bardzo silny sygnał o dniej, natomiast Windowsowy manager nie widzi tej sieci, a jeśli ją widzi, to z bardzo małym sygnałem i tak czy siak nie pozwala się zalogować. Mam nadzieję, że to tylko przez to, że coś niedobrego stało się z tamtejszym ruterem i szybko to naprawią... Oby. Na razie zeszłam na dół na ulicę, siedzę sobie na murku tuż przy klatce i łapię sieć od pobliskiej kafejki. Zatem kolejne wpisy do odwołania zawieszone.

Właśnie zacheckinowałam się na lot do Barcelony w sobotę. Wylatujemy z Porto wcześnie rano, w piątek wieczorem jeszcze załapię się na tańce folkowe w BE (studencki bar na kampusie). Wracam we wtorek. Będzie na pewno dużo zdjęć i wrażeń.

Wczorajszy test wydaje się, że poszedł dobrze, ale nigdy nic nie wiadomo i znając przewrotność losu może nie być za fajnie. Ale jakoś w ogóle mnie to teraz już nie rusza. Jestem do tyłu ze wszystkimi możliwymi obowiązkami na uczelni, ale jakoś to będzie. Teraz najważniejsze, żeby nie schrzanić wycieczki przez nieprzygotowanie, więc trwa ogólnoerasmusowa nagonka pt. kto ma przewodnik i mógłby go pożyczyć :D

Dziś przeżyłam fazę pt. wybory europejskie, łącznie z dzwonieniem do ambasady polskiej w Lizbonie (dzięki, Tato, za MSZ!). Wygląda na to, że jeśli chcę głosować na polskich naszych świetnych posłów, to trzeba będzie wybulić 20 eurów na podróż do stolycy 7 czerwca. Nie bardzo mi się to uśmiecha, ale z drugiej strony... nie mamy już zajęć po 5, tylko wolny weekend na przygotowanie się do egzaminów, więc może uda się być w Lizbonie tylko przejazdem?... Jak na razie, faza trwa mocno i jestem gotowa płacić. Zobaczymy!

Do napisania we wtorek wieczorem, oby sieć już do tej pory wróciła!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz