13 kwi 2009

Sintra

W niedzielę późną nocą podjęłam decyzję, że nie ma co dłużej czekać na ekipę ani siedzieć w domu i "wypoczywać", tylko trzeba ruszyć w kraj. Zdecydowałam (po długich wahaniach), że najpierw dołączę do ekipy, która pojechała zwiedzać Lizbonę i środek Portugalii, po czym ruszę w Wielki Piątek do Bragi zobaczyć procesję wielkanocną (a Braga jest na północ od Porto, jakieś może 70 km, czyli z Aveiro ok. 130). Zatem plan wyglądał następująco: poniedziałek: Lizbona i Sintra, wtorek: Evora (100 km na wschód), środa i czwartek: Lizbona, piątek: Braga.

W poniedziałek ruszyłam do Lizbony porannym pociągiem i ok. 10 już byłam na miejscu. O 13 grupa, do której dołączałam, ruszała do Sintry, która znajduje się godzinę drogi na zachód od stolicy, więc te trzy godziny poświęciłam na zwiedzenie Alfamy - najstarszej dzielnicy Lizbony, która miała tę zaletę, że znajduje się w niej dworzec Santa Apolonia, na którym kończą swój bieg pociągi Intercidade Porto-Lizbona... Ale żeby utrzymać jakikolwiek porządek: na razie tylko przedsmak, amatorska panoramka Lizbony, resztę wrzucę razem z pozostałymi lizbońskimi zdjęciami.

Z małym poślizgiem czasowym o 13 ruszyliśmy do Sintry, która jest niczym miasteczko z bajki: wieżyczki, ozdóbki, pałace - pałace zwiedziliśmy trzy, a to i tak nie wszystkie. Niestety, mnóstwo turystów, szczególnie hiszpańskich, choć, jak się okazało, to i tak nie było apogeum, bo pogoda była taka raczej średnia na zwiedzanie.

Na pierwszy ogień poszedł pałac narodowy. Średnio mi się podobał, najfajniejszym bajerem były kominy nad kuchnią. Ale wstęp był darmowy dla studentów, więc nie narzekam. Kilka zdjątek:

Tu na przykład widać równocześnie pogodę i nieco tandetny wystrój zamku.

A tu fontanna z interesującym bajerem anatomicznym.

Rzeczone kominy nad kuchnią, widok od zewnątrz i od wewnątrz. I wreszcie kilka zdjęć wnętrz:

Następnym punktem programu były ruiny zamku Maurów, które były prześwietne z pięknym widokiem na okolicę. Natomiast droga przez las strasznie przypominała mi Polskę:

Takie widoczki to mamy, może szczegóły się różnią, ale jest u nas równie ładnie! Nie mamy tylko takich malowniczych ruin w środku lasu:

Główną atrakcją było jednak wspinanie się na mury i wieże obserwacyjne, z których faktycznie widok był przepiękny.
A oto ja we fryzurze Meduzy - wiało!


To niebieskie na samym krańcu horyzontu to w większości wypadków ocean...

A to nasz następny cel: zamek Palacio da Pena, rezydencja portugalskiego króla z początku XX w.:
Sam pałac znów nieco moim zdaniem tandetny:
Choć to na przykład było niezłe:
Ale za to widoczki wdechowe:
Można było nawet zobaczyć Lizbonę!
I poprzedni zamek, Maurów:
Zwiedziliśmy też wnętrze; nie można było zrobić zdjęć. Wrażenia mam takie: strasznie nawciskali tam różnych królewskich gratów! Najbardziej podobał mi się prywatny kibelek królewicza - po prostu wygodny, zdobiony tron z dziurą i dyskretną spłuczką u góry.

Wizyta w Sintrze zakończyła się swojskim akcentem komunikacyjnym: pociąg, którym chcieliśmy jechać, odjechał nam sprzed nosa minutę za wcześnie, a następny odjechał spóźniony ponad półtorej godziny (razem z przesiadaniem się do kolejnych pociągów do Lizbony, z których co 20 minut nas wyganiali, mówiąc, że to jednak nie ten, z nie tej linii...). Mam wrażenie, że już nawet u nas by to lepiej zorganizowali...

1 komentarz:

  1. Dlaczego ja nie wiedziałem o tym blogu i zamieszczonych na nim fotkach? Winni zostaną ukarani (tak, agrafku, patrzę na Ciebie)

    OdpowiedzUsuń