13 kwi 2009

I po Świętach

Czyli czas zacząć opisywać zeszły tydzień, zanim zaćmi go pełen emocji przyszły (eseje, sprawozdania na laborki, egzamin, w końcu wypad do Barcelony...). Część przedświąteczną zakończyło piątkowe kolokwium z optyki kwantowej - kompletna pomyłka. Prowadząca podała nam jakiś czas temu zagadnienia i zadania do przeliczenia z dwóch książkek, z których prowadziła wykład (zadania bazowe dla kolokwium). Jedną książkę miałam w PDF-ie, więc bez stresu. W przeddzień okazało się, że mimo że w bibliotece teoretycznie dysponują jednym egzemplarzem drugiej książki, to jest to wydanie z 1979 roku, a zważywszy na to, że optyka kwantowa rozwijała się głównie po 1980, nie jest to dobry znak. Oczywiście, nic się nie zgadzało z zagadnień, więc pierwszy zonk za mną. Drugi zonk nastąpił na kole - ponieważ wszystkie zadania były kompletnie innego typu niż te, które mieliśmy przeliczyć w domu. Za to na ćwiczeniach albo robiliśmy pojedyńcze zadania z książki, albo w ogóle, więc to, co dostaliśmy na kole, było kompletnym fristajlem. Coś rozwiązałam na każdym podpunkcie, nie mam pojęcia, czy poprawnie; zobaczymy, jaki będzie wynik. Na razie się tym nie przejmuję, jakby co, napiszę koło ponownie. Zresztą o czwartej nad ranem, siedząc nad książkami, uświadomiłam sobie, że to chyba nie jest to, czego chcę od tego wyjazdu. Zatem bez stresu.

Sobota za to minęła pod znakiem pikniku w pobliskim parku (graliśmy na gitarach! i śpiewaliśmy! i jedliśmy!) i bitwy na poduszki w Porto. Zabrałam swoją poduszkę z Jumbo (2E), na której zwykle sypiam, bo nie przewidywałam żadnych ekscesów w postaci rozrywania i niszczenia (i udało się ją, istotnie, ocalić). Bitwa rozegrała się na głównym placu Porto, Aliados. Byliśmy tam jakieś 20 minut przed wyznaczonym czasem (ogólnie, wszystko było koordynowane przez internet - data, czas, miejsce). Gromadzący się tam ludzie sprawiali niewinne wrażenie:


Pom-pom-pom, my tu tylko sobie stoimy, dzień jest piękny, tralalala. O 18 ktoś dał znak gwizdkiem i się zaczęło:

Latało pierze, wszyscy bili na wszystkich w jakimś dzikim szale = było super! Raz po raz odbywały się kotły pt. "Teraz wszyscy na niego!". Spotkałam też znajomych z Porto, ale dopiero pod koniec bitwy, jak już się nieco rozrzedziło. Ja tłukłam się jakieś 40 minut, potem pył z wypełnień poduszek stał się na tyle nieznośny - właził w oczy i do płuc - że ruszyliśmy coś zjeść i z powrotem do domu. Rzut oka na krajobraz po bitwie:

Dla wszystkich, chcących poczuć klimat, małe wideuo:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz