W poniedziałek ruszyłam do Lizbony porannym pociągiem i ok. 10 już byłam na miejscu. O 13 grupa, do której dołączałam, ruszała do Sintry, która znajduje się godzinę drogi na zachód od stolicy, więc te trzy godziny poświęciłam na zwiedzenie Alfamy - najstarszej dzielnicy Lizbony, która miała tę zaletę, że znajduje się w niej dworzec Santa Apolonia, na którym kończą swój bieg pociągi Intercidade Porto-Lizbona... Ale żeby utrzymać jakikolwiek porządek: na razie tylko przedsmak, amatorska panoramka Lizbony, resztę wrzucę razem z pozostałymi lizbońskimi zdjęciami.
Na pierwszy ogień poszedł pałac narodowy. Średnio mi się podobał, najfajniejszym bajerem były kominy nad kuchnią. Ale wstęp był darmowy dla studentów, więc nie narzekam. Kilka zdjątek:
Tu na przykład widać równocześnie pogodę i nieco tandetny wystrój zamku.
A tu fontanna z interesującym bajerem anatomicznym.
Rzeczone kominy nad kuchnią, widok od zewnątrz i od wewnątrz. I wreszcie kilka zdjęć wnętrz:



Następnym punktem programu były ruiny zamku Maurów, które były prześwietne z pięknym widokiem na okolicę. Natomiast droga przez las strasznie przypominała mi Polskę:
Takie widoczki to mamy, może szczegóły się różnią, ale jest u nas równie ładnie! Nie mamy tylko takich malowniczych ruin w środku lasu:
Główną atrakcją było jednak wspinanie się na mury i wieże obserwacyjne, z których faktycznie widok był przepiękny.
A oto ja we fryzurze Meduzy - wiało!
To niebieskie na samym krańcu horyzontu to w większości wypadków ocean...


A to nasz następny cel: zamek Palacio da Pena, rezydencja portugalskiego króla z początku XX w.:
Sam pałac znów nieco moim zdaniem tandetny:


Choć to na przykład było niezłe:
Ale za to widoczki wdechowe:

Można było nawet zobaczyć Lizbonę!
I poprzedni zamek, Maurów:
Zwiedziliśmy też wnętrze; nie można było zrobić zdjęć. Wrażenia mam takie: strasznie nawciskali tam różnych królewskich gratów! Najbardziej podobał mi się prywatny kibelek królewicza - po prostu wygodny, zdobiony tron z dziurą i dyskretną spłuczką u góry.Wizyta w Sintrze zakończyła się swojskim akcentem komunikacyjnym: pociąg, którym chcieliśmy jechać, odjechał nam sprzed nosa minutę za wcześnie, a następny odjechał spóźniony ponad półtorej godziny (razem z przesiadaniem się do kolejnych pociągów do Lizbony, z których co 20 minut nas wyganiali, mówiąc, że to jednak nie ten, z nie tej linii...). Mam wrażenie, że już nawet u nas by to lepiej zorganizowali...
Dlaczego ja nie wiedziałem o tym blogu i zamieszczonych na nim fotkach? Winni zostaną ukarani (tak, agrafku, patrzę na Ciebie)
OdpowiedzUsuń